-Maciu� zdrowieje, wi�c mam pow�d do rado�ci.
-Wiem, te� si� ciesz�, to kochane dziecko, ale chodzi o zupe�nie co� innego. Mia�a� takie spojrzenie, gdy przyjecha�a� do nas pierwszy raz z Darkiem.
A� zakrztusi�am si� herbat�. Mama zawsze zauwa�a takie rzeczy, czasami przesadza, ale w wi�kszo�ci ma racj�. Bezb��dnie rozpoznawa�a, kiedy jej Anetka by�a zakochana czy zraniona. Nigdy nie potrafi�am ukry� przed ni� swoich uczu�. Czasami doprowadza�o mnie to do szewskiej pasji. Nie lubi�, gdy kto� analizuje mnie i moje aktualne stany sercowe, tym bardziej, kiedy sama nie do ko�ca jestem ich �wiadoma.
Maj�c w pami�ci spostrze�enie mamy podj�am pr�b� rozpatrzenia swojej aktualnej sytuacji. Dwa tygodnie po zerwaniu z Darkiem biegam do szpitala w odwiedziny do faceta, kt�ry prawie zgin�� pod ko�ami mojego samochodu. Czuje si� samotny, wi�c ja dotrzymuj� mu towarzystwa, jestem mu to winna. Tylko z ka�dym dniem ten obowi�zek sprawia mi coraz wi�ksz� przyjemno��. Dzi� ju� mog� powiedzie�, �e biegam tam jak szalona, z bij�cym sercem wchodz� do sali. I po co mi to? W przysz�o�ci kolejny b�l i rozczarowanie. Jak sam powiedzia� stara� si� by� blisko mnie, od dawna si� mn� interesowa�, zrz�dzeniem losu nawi�zali�my kontakt trzeba przyzna� w do�� dziwnych i tragicznych okoliczno�ciach. Takie sytuacje w spos�b naturalny zbli�aj� ludzi. Czyja� krzywda, poczucie winy i ch�� wynagrodzenia drugiej osobie cierpienia. Tylko niecodziennie zdarza si�, �e ofiara zaprzyja�nia si� ze sprawc�. To wszystko jest �mieszne i nielogiczne.
-Jest �liczny, b�d� go kocha� do ko�ca �wiata i jeszcze d�u�ej, dzi�kuj�!
Jeste�my z Maciusiem i Marysi� w schronisku dla zwierz�t. Chcia�am kupi� ch�opcu psa z rodowodem, ale on upar� si�, �eby przyjecha� tutaj.
-Te zwierz�tka s� takie biedne, pomog� chocia� jednemu.
Zrezygnowali�my z ogl�dania wszystkich zwierzak�w ze wzgl�du na Maciusia, kt�ry ju� od samego pocz�tku mia� �zy w oczach. Nie spotka�am jeszcze tak wra�liwego dziecka. Opiekunka schroniska zaprowadzi�a nas do klatki w kt�rej mieszka�a suczka Misia z trzema szczeniakami Dwa ma�e bia�o czarne pieski weso�o baraszkowa�y, najmniejszy szaro br�zowy siedzia� skulony w k�ciku.
-Ten b�dzie m�j, ju� nigdy nie b�dzie smutny. Szkoda, �e nie mog� wzi�� wszystkich, s� takie biedne.
-Nie wszystkim mo�na pom�c Maciusiu, ale jestem pewna, �e ten psiak b�dzie u Ciebie szcz�liwy. Jak go nazwiesz?
-Ma takie mi�ciutkie futerko, b�dzie si� nazywa� Puszek.
-�licznie, mi te� si� podoba. Teraz pojedziemy do sklepu kupi� Puszkowi misk�, jedzenie, obro�� i jakie� ��eczko.
-Obro�� musi mie� czerwon�.
-Kupimy to co zechcesz.
Psiak wtuli� si� w sweterek ch�opca i wpatrywa� si� w niego czarnymi �lepkami. Ciep�o i bezpiecznie, nadzieja na lepsze �ycie, mi�o�� i opieka.
Nie odwiedza�am Paw�a ju� dwa dni. Nie mog� znale�� sobie miejsca w domu. Zastanawiam si� czy u niego wszystko w porz�dku, nawet dzwoni�am do szpitala. Nie powinnam tam i��, g�upia sytuacja, nie wiadomo jak si� zachowa�. Co�, co zacz�o si� w taki spos�b nie mo�e mie� racji bytu. Zwi�zek zbudowany na fundamentach wypadku, strachu i l�ku nie ma przysz�o�ci. Mimo to czuj� pustk�, niesamowicie mocno pragn� go zobaczy�. Ostatni raz, jutro wychodzi ze szpitala, jeszcze tylko rozprawa i nasze drogi si� rozejd�. Rozs�dek, nigdy wi�cej g�upich b��d�w i pochopnych decyzji, wszystko pod kontrol�.
Korytarz niebezpiecznie si� wyd�u�a, nogi odmawiaj� pos�usze�stwa, serce nie pracuje normalnym rytmem. Stoj� jak przestraszona nastolatka pod drzwiami jego sali, mam m�tlik w g�owie. Po co ja w�a�ciwie tu przysz�am? Jakie� patetyczne po�egnanie chc� urz�dza�, co mi strzeli�o do g�owy? Ju� mia�am odwr�ci� si� i odej��, gdy drzwi si� otworzy�y i stan�am twarz� w twarz z Paw�em. U�miechn�� si� od ucha do ucha na m�j widok.
-My�la�em, �e ju� nie przyjdziesz, co� si� sta�o?
-Nie, po prostu nie mia�am czasu.
Po co ja w�a�ciwie si� t�umacz�, nie mam przecie� obowi�zku tu przychodzi�. Stoi przede mn� oparty na kulach, z nog� w gipsie. Czarne oczy wpatruj� si� we mnie z rozbawieniem, dwudniowy zarost i zwichrzone w�osy.
-Przepraszam za m�j wygl�d, gdybym wiedzia�, �e b�d� mia� towarzystwo ogarn��bym si� jako�. Sama rozumiesz, dwa dni w zapomnieniu nie wp�ywaj� korzystnie na cz�owieka.
Zdenerwowa� mnie, czy on uwa�a �e ja mam obowi�zek go odwiedza�? Niczego mu nie obiecywa�am. Jego pewno�� siebie rozdra�ni�a mnie do granic mo�liwo�ci. Wiedzia�am, �e tak b�dzie, trzeba by�o zosta� w domu i nie zawraca� sobie g�owy.
-Znowu zrobi�a� t� swoj� �mieszn� obra�on� mink�, czy powiedzia�em co� nie tak?
-Masz do mnie jakie� pretensje, nie zobowi�za�am si� do codziennych odwiedzin.
-Wiem, ale Twoja obecno�� sprawia, �e wszystko staje si� inne, nie czuj� b�lu, samotno�ci, l�ku, nawet s�o�ce ja�niej �wieci. Posied� ze mn� cho� przez chwil�.
Zaleg�a kr�puj�ca cisza. Powinnam ugry�� si� w j�zyk zanim co� powiem. Najpierw przychodz� do cz�owieka, a potem wypominam mu, to, �e przysz�am. Przecie� chcia�am tu by�, a teraz nie potrafi� przyzna� si� przed sob�, �e sta�o si� dla mnie co� wa�nego i znowu uciekam. Spojrza�am na niego. Czarne oczy b�yszcza�y nieznanym �wiat�em, �wiat�em kt�rego szuka�am i kt�re mnie poci�ga�o. Przypomnia�am sobie sw�j sen " Ju� zawsze b�dziesz na mnie skazana". Zostan� jeszcze.
Wioleta J�druszuk
|