Zima
Najpierw pocz±tek
o¶nie¿onego lasu
m³ode choiny
ugiête pod grub±
warstw± bia³ego
palta wiod±
poszarpan± drogê
ma³ego ch³opca
który brnie
do prostej alei
w ¶rodku lasu
nie zb³±dzi³,
min±³ znany
rów, wysoki
las , przestrzenny
dla swoich
odg³osów, otula
ch³opca swoim
majestatem...
nagle z boku
bez wcze¶niejszego
szmeru oczy
ch³opca trafiaj±
na przykulon± sylwetkê
czworonoga o szarej
sier¶ci, stoj±cej
niczym na chudym
psie, tobo³ek
w rêku ch³opca
zaciska równie¿
krtañ, ale nogi
nie odmawiaj± stawiania
dalszych kroków, podziw
g³odnego wilka
zamienia siê w
odwrót, ch³opiec
wychodzi z lasu
ogl±da jego rozleg³y
³an, po¶ród którego
zosta³a dzieciêca
przygoda, na koleinach
zimowej drogi.
Dwa brzegi....
Jak ma³e
wydaj± siê nam
gwiazdy tak
ma³o wiemy
o gêsto¶ci pró¿ni
z kórej powsta³
wszech¶wiat....
daleko lec±
nasze my¶li
jak dno rzeki
zwieñcza brzegi
dolin, jak
mg³a k³adzie
bia³± koronê
na szczyty
górskich pasm
tak wiele
wznios³ych twarzy
porazi³o oblicze
ducha, którego cieñ
uszkadza zwyk³e
widzenie, albo
nadziei stwarza
niebo.
|
Zobaczyæ...
Musia³am siê kiedy¶
urodziæ, bo jakby
jestem, ale te¿
jakby mnie nie by³o,
mam przej¶æ na drug±
stronê ulicy, muszê
uwa¿aæ na migotaj±ce
¶wiat³a samochodów,
musia³am kiedy¶
trafiæ na mi³o¶æ
bo teraz wiem
czym mo¿e byæ
jej pragnienie...
jeszcze raz urodziæ siê
tylko po to, aby
kochaæ i byæ
kochan±...
zd±¿yæ przed jad±cymi
pojazdami, nie dostaæ siê
pod czarne ko³a, wej¶æ
do domu, ZOBACZYÆ
kochan± osobê...
wnêtrze swojego
pokoju, kwiaty
na swoim miejscu
mi³o¶æ, której
brak, siebie,
¿e siê jest
i ca³± resztê
dooko³a...
Pod niebem
Pod jednym
niebem s± nasze
marzenia, troski
wszelkie sprawy
Pod jednym
niebem jeste¶my
my wszyscy, spokojni
nasyceni, g³odni
Tyle nas
niby podobnych
niby ró¿nych
pod jednym
niebem jak
pod jednym
dachem, jak
pod jednym
sob±, na wszystkie
strony rozdartym
miêdzy zakresy
nieba i Ziemi
wrzuconym, czekamy
nie wiedz±c
na co.
|